czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 14

[...] 
- Musimy porozmawiać. - Zwrócił się doktor do już opanowanej Claudii. 
- Coś nie tak? 
- Mamy diagnozę, co przyczyniło się do twojego nagłego omdlenia. 
- Słucham. - Nie ukrywając chyba normalnym jest fakt, że dziewczyna bała się tego co może usłyszeć. 
- A więc powodem jest anemia. 

- Anemia? - Powtórzyłam nie do końca rozumiejąc.
- Tak, w twoim organizmie jest zdecydowanie za mało żelaza. 
- To coś poważnego? 
- Nie. Po prostu możesz odczuwać ciągłe osłabienie oraz duszność wysiłkową. A ponad to mocne bóle głowy. 
- W porządku, u mnie to norma. 
- Powinnaś bardziej na siebie uważać, szczególnie że wiesz jaka jest sytuacja z...
- Tak, wiem. Mam raka, ale to nie zmienia faktu, że traktujecie mnie jakbym była co najmniej kosmitą. 
- Spokojnie, nikt tutaj nie chce dla ciebie źle. - Nie powstrzymałam się od znaczącego prychnięcia . - Chcemy ci tylko pomóc. 

Nagle do sali wszedł ktoś kogo nie chciałam już nigdy widzieć. 
- Cześć, mogę? - Już miałam mówić, że nie, gdy lekarz zabrał głos. 
- To ja już pójdę. Za niedługo zrobimy ci kolejne badania. 
- Dobrze. - Odpowiedziałam grzecznie i spojrzałam na mężczyznę podchodzącego do mojego łóżka. 
- C-czego chcesz? - Spytałam drżącym głosem.
- Chciałem sprawdzić jak się czujesz. 
- Zobaczyłeś, możesz już iść. - Syknęłam chamsko. 
- Czemu jesteś taka dla mnie? 
- Oszukałeś mnie. 
- Nie prawda. Po prostu nie mówiłem całej prawdy. 
- Jasne. 
- Z tego co widzę, ty też mi o czymś nie powiedziałaś. - Powiedział z wyrzutem.
 -Nie rozumiem. 
- Claudia, ja wszystko słyszałem. - Gdy to do mnie dotarło nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. 
- Nie będę o tym rozmawiać. - Nie wykazywałam jakichkolwiek chęci do rozmowy z nim na ten temat. Może i przyzwyczaiłam się już do tego, ale nie zaakceptowałam i zawsze to będzie dla mnie ciężki temat. 
- Rozumiem, nie będę naciskał. - Zdziwił mnie fakt, że odpuścił. Rzadko to robi. 
- Dziękuję. 
- Boisz się mnie? - Jego pytanie zbiło mnie z tropu. Jak mogłabym się nie bać... 
- Zayn ty ... jesteś... 
- Wampirem? - Zauważył, że nie potrafię się wysłowić. - Wiem to. Chyba nie myślisz, że mogę ci coś zrobić, prawda?
Gdy nie uzyskał odpowiedzi ode mnie, potrząsnął głową z niedowierzaniem. 
- Claudia, posłuchaj mnie. Gdybym chciał zrobić ci krzywdę już dawno bym to zrobił, a nie zagłębiał się w to. Nie martwiłbym się tobą, nie pozwalałbym ci spać u mnie... po prostu miałbym cię gdzieś. 
- Skończ. Nie ufam ci. 
- Dobrze. Chciałem cię tylko przeprosić, tak więc: przepraszam. 
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie sądziłam, że mnie przeprosi. Nawet nie zdążyłam się odezwać, a jego już nie było. Przynajmniej teraz mogę spokojnie pomyśleć. Nikt mi w tym nie przeszkodzi. 

*Zayn*

Już wcześniej domyślałem się, że jest coś nie tak z Claudią, ale sądziłem, że to przejściowe. A tu kurwa rak. To niesprawiedliwe, ona nie zasługuje na to. Jest dobrym człowiekiem, nawet nie sądzę żeby sprawiała wcześniej problemy wychowawcze. Wydaje się taka niewinna. Muszę jej jakoś pomóc, tylko sam nie wiem jak. Na pewno nie zamienię jej w takiego potwora jak ja. Ona nie zasługuje na to, jest zbyt "grzeczna", nie może zabijać. Muszę z kimś porozmawiać i już nawet wiem z kim. 

Jakiś czas później... 

- Co to za pilna sprawa, stary? - Odezwał się Louis, gdy tylko mnie dostrzegł. Opowiedziałem mu o Claudii, o jej chorobie i ogólnie sytuacji w jakiej się znajduję. 
- Nawet mi nie powiedziała, że kurwa umiera! 
- Ej! Opanuj się, bo jeszcze ktoś usłyszy. 
- Ktoś taki jak ja? 
Nie musiałem się nawet odwracać, aby wiedzieć do kogo należy głos. 
- Czego chcesz, Colvin? 
- Ja? Hm może opowiesz mi coś więcej o niej? - Zaśmiał się łobuzersko podchodząc bliżej. 
- Odpierdol się.
- Czemu? 
- To nie twoja sprawa. - Mam go cholernie dość. Moje oczy zrobiły się znowu czerwone ze złości. 
- Spokojnie wampirku. Bo ci kły odpadną ze złości. 
- Spierdalaj, bo zaraz ty coś stracisz. - Nawet nie zauważyłem kiedy Louis się ulotnił. 
- Możesz mi jedynie naskoczyć, Malik. 
Kurwa dość tego dobrego. Podszedłem do niego szybkim krokiem i wpierdoliłem mu z pięści prosto w ryj. 
- Tylko na tyle cię stać? Myślałem, że potrafisz więcej. - Prowokował mnie skurwiel. 
- Nie marnuje czasu na takich frajerów jak ty. - Wysyczałem z jadem w głosie, po czym dodałem. - A od dziewczyny się odpierdol!
- Widzę, że ci serio zależy. To bardzo dobrze. - Powiedział i "zniknął". 
_______________________________________________________________
Dzisiaj króciutki, ale jak widzicie wracam do wprawy i nie piszę "raz na miesiąc". Nowy rok = nowe zmiany. Krótki z tego powodu, że sylwester i i tak nie sądzę, żeby wiele osób siedziało dzisiaj w internecie, ale cóż. :)  Jeśli czytasz, proszę o komentarze, dla was to chwilka a dla mnie motywacja do dalszego pisania. 
Do następnego! ♥ 

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 13

       Przymknęłam na chwilę oczy ze zmęczenia, trwało to może minutę, a gdy z powrotem je otworzyłam byliśmy ju u niego w domu. To prawie nie możliwe... Niemal od razu się rozbudziłam, zaczęło mnie to zastanawiać. Zayn położył mnie ostrożnie na łóżku.
- Co ty tam robiłaś? - Spytał nagle, przez co spojrzałam na niego. - I to jeszcze w takim stanie.
- Jakim stanie? Przecież wszystko jest okej.
- Nie ściemniaj. - Jego oczy stały się prawie czarne, chyba go zdenerwowałam...ale czym?
- Wracałam z imprezy. - Zdecydowałam się odpowiedzieć w końcu na jego pytanie.
- Sama?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie mogłam znaleźć znajomych.
- A tel...
- Nie muszę ci się spowiadać - Przerwałam mu w pół słowie.
- Racja, ale jednak znowu cię uratowałem.
- Wiem i jestem ci wdzięczna za to. 
- Odpocznij. - Powiedział na odchodne i zostawił mnie samą. Ciekawił mnie jeden fakt: jakim cudem tak szybko znaleźliśmy się u niego w domu oraz zastanawia mnie również jego siła. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką sytuacją. Oglądałam kiedyś filmy o stworzeniach nadprzyrodzonych, gdzie głównych bohaterów charakteryzowały takie cechy jak jego. A może on jest... nie, to przecież niemożliwe.
- Zayn? - Zawołałam, ale nie odpowiedział mi. Postanowiłam wstać i sama go poszukać. Na szczęście nie musiałam daleko iść, gdyż był u siebie w pokoju, czyli pierwszym miejscu, które odwiedziłam.
- Miałaś leżeć. - Powiedział lekko zdenerwowany przez co przeszły mnie dreszcze.
- Wołałam cię. - Tłumaczyłam się jak małe dziecko.
- Do rzeczy. - Syknął ignorując to co mówiłam wcześniej. No to jedziemy...
- Może to być dla ciebie śmieszne i irracjonalne, ale trudno. - Zayn wydawał się znudzony tym co mówię. Kontynuowałam. - Czy ty jesteś wampirem? - Zauważyłam, że po tym pytaniu cały się spiął... tylko czemu?
- Skąd ci to do głowy przyszło? - Spytał zdziwiony.
- Ja nie wiem... eh nie ważne, to głupie. Zapomnijmy lepiej o tym. - Powiedziałam zmieszana.
- Ej spokojnie. Nie, nie jestem wampirem. - Zaprzeczył wpatrując się w moje oczy. Ten hipnotyzujący wzrok... jego oczy są takie tajemnicze , przez co jeszcze bardziej go pragnę. Mogłabym patrzeć na nie godzinami, są tak imponujące.
- Ja nie mówię, że nim jesteś. - Powiedziałam nagle opanowanym głosem i oderwałam wzrok od jego twarzy. - Po prostu dziwi mnie twoja siła, szybkość, czy chociażby temperatura twojego ciała... ty nigdy nawet nie jesteś głodny... - Przerwałam by spojrzeć na niego. Stał prawie, że nie ruszając się, tylko patrzył uważnie na moje usta. - To zwyczajnie mi nie pasuje.
- Wierzysz w nie? - Wtrącił się nagle, wytrącając mnie z myśli. Spojrzałam na niego pytająco. - Wierzysz w wampiry? - Jego oczy gwałtownie stały się... czerwone. Przeraziłam się nie na niby. Wyglądał dokładnie jak głodny wampir. To dla mnie zdecydowanie zbyt wiele. Nie wiele myśląc odwróciłam się i w błyskawicznym tempie opuściłam posesje Malika. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć i zapewne on również. Jest to dla mnie ogromny szok, przecież tyle czasu z nim spędziłam i nawet tego nie zauważyłam. Przecież on mógł mnie zabić, miał tyle okazji.

A jednak tego nie zrobił.

Odezwał się głos w mojej głowie. Widocznie czekał na dobry moment. Nie przejmując się niczym biegłam prosto do swojego domu. Gdy już byłam przy drzwiach wejściowych nagle zrobiło mi się bardzo słabo. Nie wiedziałam co się dzieje, obraz zaczął się znacznie rozmazywać, a ja straciłam jakąkolwiek kontrolę nad swoim ciałem. Pozwoliłam mu opaść bezwładnie prosto na drzwi, uderzając o nie głową i robiąc huk. Może ktoś zwróci na mnie uwagę i mi pomoże. W tym momencie straciłam przytomność, najprawdopodobniej ze strachu.

*Narrator*

Domownicy w tym czasie spokojnie rozmawiali popijając ulubioną kawę. Nie mieli pojęcia co dzieje się z ich córką. W pewnej chwili pani Swan usłyszała cichy huk, więc wstała, aby sprawdzić jego pochodzenie. Sądziła, że to coś w ogrodzie zatem otworzyła drzwi wejściowe i zaznała szoku. Jej dziecko leżało na schodach prowadzących do domu.
- Kochanie, dzwoń po karetkę! - Nie wiedziała zupełnie jak ma się zachować. Była przerażona widokiem przed sobą.
- Co się dzieje? - Przybiegł równie spanikowany mąż. Gdy ujrzał Claudię nie pytał o nic więcej. Wziął telefon i wybrał numer na pogotowie.

25 minut później...

Aktualnie znajdujemy się w szpitalu, gdzie została przewieziona dziewczyna. Jej stan lekko się polepszył, przede wszystkim ocknęła się. Nastolatka po przebudzeniu była zupełnie zdezorientowana. Nie wiedziała gdzie jest ani co gorsza dlaczego. Lekarze zrobili jej kilka niezbędnych badań, dzięki którym wykazano nowe odkrycie. Zagrażające życiu raczej nie jest, aczkolwiek lepiej żeby się z tego wyleczyć.
- Musimy porozmawiać. - Zwrócił się doktor do już opanowanej Claudii.
- Coś nie tak?
- Mamy diagnozę, co przyczyniło się do twojego nagłego omdlenia.
- Słucham. - Nie ukrywając chyba normalny jest fakt, że dziewczyna bala się tego co może usłyszeć.
- A więc powodem jest...
________________________________________________________
Hejka :* Wreszcie dodaje :D Nie będe się dziś dużo rozpisywać... w tym roku dodam jeszcze jeden rozdział, aczkolwiek nie wiem czy będzie to jutro czy może pojutrze. W każdym bądź razie mam już połowę ;) Zachęcam do komentowania.
Udanego sylwestra!

środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 12

Impreza trwa już od dobrych dwóch godzin, a my już dawno jesteśmy nieźle wstawieni. Jest mi gorąco i duszno, od tłumu jaki aktualnie gości w nowym mieszkaniu Dylana. Przynajmniej ta impreza pozwoliła mi choć na chwilę nie myśleć o niesamowitym Zaynie.

- Cześć kochanie, zatańczysz? - Spytał Dylan, który był nieco mniej pijany niż ja.
- Z tobą zawsze. - Odparłam uwodzicielsko, a przynajmniej tak mi się wydawało. Chwyciłam dłoń chłopaka i poszliśmy w stronę grupy tańczących już nastolatków. Najpierw była szybka piosenka, więc nie było żadnego problemu z tańczeniem. Obydwoje podskakiwaliśmy w rytm głośnych bitów. Małe schody pojawiły się gdy nastąpiła piosenka wolna. Nie wiedziałam czy mam dalej z nim tańczyć, czy może lepiej już usiąść. Z moich myśli wytrąciła mnie dłoń Dylana na mojej talii, która automatycznie rozwiała moje wątpliwości. Swoje ręce zawiesiłam na jego karku, a gdy tylko to zrobiłam, chłopak znacznie przybliżył mnie do siebie.
- Dobrze się bawisz? - Wyszeptał prosto do mojego ucha, przy czym przygryzł jego płatek.
- Tak. - Pokiwałam entuzjastycznie głową. Nie wiem czemu jestem taka otwarta przy kuzynie Any, w końcu  ledwie kilka razy się widzieliśmy. Pewnie to przez alkohol w moich żyłach, jestem bardziej odważna i nie przejmuje się drobnostkami. Nagle Dylan obrócił mnie tyłem do siebie i znów maksymalnie przybliżył przez co poczułam wybrzuszenie na swojej pupie.
- Co robisz? - Spytałam z lekka zaalarmowana. Wiem, że to Dylan, więc nic i tak mi nie zrobi.
- Spokojnie. To tylko taniec.
Jego słowa o dziwo uspokoiły mnie. Zaczęłam bujać biodrami zahaczając tym samym o jego krocze. Chłopak wydawał gardłowe jęki wprost do mojego ucha, choć było widać, że stara się opanować. Nie przeszkadzało mi to. Jeśli sprawia mu to przyjemność, to czemu nie?
Jego ręce zaczęły zataczać kółka na mojej talii, później brzuchu i zaczęły zjeżdżać nieco niżej, przez co spięłam się.
- Dylan, nie. - Powiedziałam cicho, ale na tyle by mnie usłyszał. Chłopak natychmiastowo zorientował się o co mi chodzi i dał ręce wyżej, na mój brzuch.
- Przepraszam. - Wyszeptał mi do ucha, na co się tylko uśmiechnęłam.

Kilka godzin później....

Nie mogłam nigdzie znaleźć swoich przyjaciół, więc postanowiłam już się zbierać.  Niestety alkohol dał o sobie znać i ledwo doszłam do drzwi. Wyszłam na zewnątrz, gdzie orzeźwiło mnie świeże powietrze. Chciałam zadzwonić po taksówkę, ale właśnie zorientowałam się, że zgubiłam torebkę, a raczej kopertówkę. Nosz kurwa zajebiście.
I niech mi ktoś powie, że nie mam pecha....
Na dworze było cholernie zimno, dlatego starałam się jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie zwracałam uwagi na otoczenie, po prostu szłam przed siebie. Nawet nie wiem która jest godzina. Pewnie będę miała niezły opieprz gdy tylko wrócę do domu. Na ulicach zdawało się być dziwnie cicho i tak... tajemniczo, co niepodobne do tego miasta. Zawsze tu kręci się mnóstwo ludzi, nawet w nocy, a teraz? Pustka. Nie wiem czy to strach, czy zmęczenie, albo może alkohol, ale postanowiłam przyspieszyć. Wolę nie kusić losu. Po jakimś czasie zaczęło mi się wydawać, jakby słysząła kroki za sobą lecz gdy się odwróciłam nikogo nie dostrzegłam.
Pewnie mi się tylko wydaje 
Ostatni raz rozejrzałam się po okolicy i skręciłam w boczną uliczkę tak, aby szybciej  dotrzeć do domu. W tym momencie nie myślałam trzeźwo, a szkoda, może gdybym nie podejmowała pochopnych decyzji nie stałoby się to co niestety miało miejsce.Gdym była choć trochę mądrzejsza, nie stałabym się tak łatwym celem.

Nagle poczułam jak ktoś mnie popycha na pobliską ścianę. Nie ukrywam zabolało.
- Pojebało cię czy co!? - Wydarłam się na mężczyznę stojącego przede mną.
- Wyszczekana. - Skomentował, a mnie zagotowała się krew w żyłach. - Lubię takie.
- To idź do burdelu, a mnie kurwa zostaw frajerze. - Mogłam się nie odzywać tak, bo właśnie w tej chwili dostałam z liścia prosto w twarz. Chciałam go uderzyć w krocze, ale zrobił unik i przytrzymał moje kolano w powietrzu przez co zachwiałam się, a on w tym momencie uderzył mnie mocno w brzuch. Upadłam wyjąc z bólu, a on tylko uśmiechnął się przebiegle.
- Czego ode mnie chcesz? - Spytałam pełna nienawiści.
- Niczego.
- To czemu to robisz?
- Wiesz jak nudna jest codzienność?
Kompletnie go nie rozumiem, jak tak można...
- Jesteś chujem, kurwa skończonym kutasem.
Niemal od razu pożałowałam swoich słów, gdy tylko poczułam okropny ból w żebrach.
- Pożałujesz tego suko!
Powiedziawszy to zaczął mnie najzwyczajniej kopać. W jednym momencie nie miałam już siły, aby nawet się bronić. Wszystko nagle zawirowało, a przed oczami pojawiły się dziwne mroczki. Nie wiedziałam co się dzieje, zrobiło mi się cholernie słabo, a zarazem niedobrze.

Nagle wszystko ucichło, nie czułam już uderzeń, z przerażeniem otworzyłam oczy, a to co zastałam zszokowało mnie. Kilka kroków ode mnie leżał nieprzytomny napastnik, a nad nim stał wkurwiony Zayn. Widziałam wszystko jak przez mglę. Dostrzegłam jednak, że Malik podchodzi do mnie. Podniósł mnie, a ja zasyczałam z bólu jaki odczuwałam w... właściwie wszedzie.
- Dasz radę iść? - Zapytał puszczając moje ciało, ale szybko z powrotem wziął mnie na ręce.
- Nieźle oberwałaś. - Odezwał się po chwili ciszy, spoglądając na moją twarz.
- Wiem. - Wyszeptałam półprzytomna. Nie mam siły nawet, aby się odezwać.
- Zabiorę cię do siebie, dobrze?
Nie chciałam wracać do domu w takim stanie, ale też nie mogę zamartwiać rodziców.
- Muszę powiedzieć rodzicom.
- Napiszę sms'a z twojego telefonu, że nocujesz u koleżanki.
- Ale nie wiem czy...
- Nie martw się już. Musisz odpocząć.
________________________________
Hejka :)  Nie wiem czy wiecie już, ale stworzyłam zwiastun na tego o to bloga. Znajduje się on w zakładce "zwiastun" po prawej stronie. Liczę na łapki w górę, jeśli oczywiście się spodoba oraz szczere komentarze. Jeśli coś się  nie podoba odnoście zwiastunu czy nawet opowiadania to piszcie, chętnie poczytam i może uda mi się to zmienić, albo przynajmniej poprawić na lepsze :)