środa, 3 lutego 2016

Rozdział 17

    Mijały kolejne godziny, a po mamie ani śladu. Tak okropnie się bałam... Tata zresztą też, zamknął się w sypialni i nie wychodzi nigdzie. Moja myśli skupione są tylko na niej.

Nagle zadzwonił telefon domowy. Byłam bliżej, więc odebrałam.
- Dobry wieczór. Z tej strony aspirant Coninsky. Czy rozmawiam z państwem Swan?
- Tak. - Nie wiem czego mogę się spodziewać.
- Posiadam informację w sprawie zaginięcia pańskiej matki.
- Słucham. - Serce biło mi jak oszalałe.
- Znaleźliśmy...
- Jaka ulga, gdzie ona jest? - Ucieszyłam się, że wreszcie znaleźli moją mamę.
- ... ciało. - Zamarłam. Telefon wypadł mi z ręki, a twarz zalała się cała łzami. Szybko podniosłam komórkę z ziemi, przypominając sobie o rozmówcy.
- A-ale j-jak to...? - Nic z tego nie rozumiałam. - Jak to możliwe? 
- Przykro mi. - Usłyszałam i wtedy do mnie dotarło, że to nie są żadne głupie żarty. - Prosiłbym o zidentyfikowanie zwłok.
- Dobrze... - Powiedziałam nieobecnym głosem. Mężczyzna podał mi adres, po czym rozłączyłam się.

- Tato? - Zawołałam , ale nie uzyskałam odpowiedzi. Jak ja mam mu o tym powiedzieć? Weszłam powoli do pokoju, tata był wpatrzony w wyłączony telewizor.
- Dzwonili z policji. - Zaczęłam ostrożnie, lecz on nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał jak zahipnotyzowany. - To.. to coś strasznego. - Mówiąc to nie mogłam przestać płakać.
- Nie mów tego. - Odezwał się nagle
- Ale to prawda, ona..
- Nie mów tego! - Krzyknął nie odwracając wzroku od punktu, w który cały czas patrzył. Nie ukrywam, przeraziło mnie jego zachowanie, pierwszy raz go takiego widzę. Stwierdziłam, że nie będę się już odzywać. Wyszłam z pokoju, po czym ubrałam na siebie kurtkę oraz buty i wybiegłam z domu. Kierowałam się pod podany wcześniej adres.Od razu można było dostrzec radiowozy policyjne, karetkę oraz mnóstwo tzw. gapiów. Wszyscy byli ciekawi całego zajścia. Szkoda tylko, że jak to się działo nie było nikogo do pomocy. Ludzie przepuszczali mnie do miejsca zbrodni. Nie mogłam na to patrzeć. Od razu wiedziałam, że to ona. Nie byłam w stanie kontrolować łez, miałam ogromną nadzieję, że to jednak nie ona... Ale coś mi tu nie grało. Na ciele nie było żadnych oznak mordercstwa.
- Przepraszam...- zaczepiłam policjanta, który właśnie badał teren i widocznie szukał dowodów. - Co tu się właściwie stało? - Spytałam, gdy zwrócił na mnie uwagę
- Morderstwo. Niestety nikt nie widział sprawcy, ale szukamy poszlak. Wkrótce ta osoba odpowie za swoje czyny.
- Dziękuję. - Jakoś nie bardzo mi to pasowało. Morderca, który nie zostawia żadnych śladów? Czyżby zbrodnia doskonała? Przecież taka nie istnieje. Podeszłam do jej ciała i przykucnęłam przy nim. Wszystko jest na swoim miejscu, ciekawe jak miałoby być to morderstwo.  Hm.. może uduszenie? Spojrzałam na szyje mamy w celu znalezienia śladów rąk w okolicy gardle. Gdy odgarnęłam jej włosy niemal pisnęłam z przerażenia. Na jej szyi widniały ślady kieł jak u ... wampira. Przecież to niemożliwe. Fakt, ostatnio faktycznie miałam okazje być "blisko" wampirów, ale no bez przesady. Dlaczego miałby to robić...? Ona przecież wcale nie była stara, miała jeszcze tyle życia przed sobą... nigdy mu tego nie wybaczę. Nie ważne czy to wampir, czy seryjny morderca - on za to odpowie.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli pani teraz odpocznie. Zawieziemy panią do domu. - Zaproponował miły funkcjonariusz, spojrzałam na niego podejrzliwie, ale zgodziłam się.


Już po kilku minutach byłam u siebie w domu. Tata nadal siedział w tym samym miejscu. Martwiłam się  o niego, gdyby spojrzeć to tylko on mi pozostał. Zamknęłam się w swoim pokoju. Jest tu ciepło i przytulnie. Coś myślę, że to tu spędzę najbliższe dni. 

~♥~

Kolejne dni były moimi najgorszymi jak dotąd. Nie wychodziłam nigdzie z pokoju. Nie widziałam się z tatą. Nie jadłam. Nie robiłam zupełnie nic od leżenie i moczenia pościeli łzami. Czasem spojrzałam przez okna w nocy, ale wszystko wydawało się takie inne, puste, samotne... zupełnie jak moje serce. Nie czuje nic oprócz smutku, żalu, cierpienia... wiem, że to moja wina i to mnie najbardziej niszczy. Ona mogłaby żyć, gdyby nie ja... Nagle usłyszałam dźwięk zza okna , wyjrzałam przez nie i dostrzegłam kogoś kogo już dawno nie widziałam.
- Zayn. - Wyszeptałam w szoku.
- Mogę wejść? - Usłyszałam jego cudowny głos. Pokiwałam ledwo zauważalnie głową, lecz on to dostrzegł. Otworzyłam szczerzej okno, a on zwyczajnie prze nie wszedł. Niczym jak w Romeo i Julii. Zayn nagle zaśmiał się uroczo i powiedział:
- Daleko mi do Romeo. - Stwierdził, a ja zrobiłam się cała czerwona. Już miałam pytać, jak to możliwe, lecz oczywiście musiał mnie wyprzedzić.
- Nie brałaś tabletek. - Spojrzał na mnie nagannie.
- Tak wyszło. - Przyznałam spuszczając głowę na moje bose stopy.
- Gdzie je masz? - Spojrzałam w tamtym kierunku, a on od razu wiedział o co chodzi wyciągnął opakowanie, po czym podał mi je. - Masz wziąć.
- Ehh no dobra. - Zgodziłam się bez zbędnych kłótni, bo wiem, że i tak musiałabym je zażyć.

Po ok 15 minutach siedzieliśmy oboje na moim łóżko co jakiś czas wymieniając zdania ze sobą.
- Wiem co się stało. - Gdy to powiedział uśmiech automatycznie zszedł mi z twarzy. - Jak się czujesz? Położył swoją dłoń na mojej w geście pocieszającym i dodającym otuchy. 
- A jak mam się czuć?
- Zgaduję, że nie najlepiej.
- Brawo, jak do tego doszedłeś? - Udawałam szok i niedowierzanie, a on natomiast jakby był urażony.
- No wiesz co!? - Chciało mi się śmiać z tego sytuacji. Co jak co, ale humor to on potrafi poprawić. Nie wiem jak on to robi, ale jednak .
- Wierzysz w to "morderstwo"? - Spytałam nagle , nie do końca przekonana czy mówić mu o tym.
- A czemu nie? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Bo... bo nie jestem doi tego tak przekonana.
- Co masz na myśli?
- Ja tak jakby widziałam ślady...
- Czego? No mów. - Ehh ktoś tu jest bardzo niecierpliwy.
- Zayn to były kły. - Nastała chwila ciszy.
- Jesteś tego pewna? - Westchnął gwałtowanie z pewnego rodzaju niedowierzeniem. - No wiesz byłaś wtedy roztrzęsiona, nie myślałaś racjonalnie.
- Jestem pewna. - Powiedziałam twardo.
- Zdarzyła się coś ostatnio odbiegającego od normy?
- Hm... "odwiedził" mnie jakis wampir gdy byłam jeszcze w szpitalu. - Widać było, że Zayn zdziwił się .
- Czego chciał? - Spytał lekko zdenerwowany.
- Nie wiem. Ostrzegł mnie, mam nie zbliżać się do ciebie.
- Do mnie?
- Tak. - Zayn nagle jakby coś zrozumiał. - Co jest? - Spytałam wyczekując jakiegokolwiek słowa z jego strony.
- Zabije go kurwa.  - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Kogo? - Nic z tego nie rozumiałam. Zayn opowiedział mi o spotkaniu z jego wrogiem i ostrzegał przed nim mówiąc, że jest niebezpieczny.
- Zrobił ci coś? 
- Nie. - Zaprzeczałam chyba zbyt szybko.
- Na pewno? - Widać było, że mi nie uwierzył.
- Tylko trochę przyduszał... - Nerwy buzowały w jego żyłach tak, że nawet ja byłam w stanie to dostrzec.
- Tym bardziej zajebie gnoja.
- Przecież to wampir, jak ty chcesz to niby zrobić? - Nieco zadrwiłam z tego co mówił.
- Nie zapominaj, że ja również nim jestem. - Wysyczał podenerwowany. Na jego ton głosu, aż się wzdrygnęłam. Czy ja się po boje? Nie mogłam odgadnąć co w tym momencie czułam. Strach?    Złość? Rozbawienie? A może to wszystko? Zayn chyba zauważył, że jest coś nie tak.
- Będę już szedł. - Poinformował nagle. Nie ukrywam, że poczułam się zawiedziona. Myślałam, że zostanie jeszcze ze mną.
- Dobrze. 
- Odwiedzę cię wkrótce, okej?
- Okej. - odpowiedziałam.
- Trzymaj się. - Powiedział i już go nie było. Mam tyle teraz do przemyślenia. Nie dość, że nie wiem kto mógł do tego się posunąć, to jeszcze pogrzeb mamy. Znowu chce mi się płakać. Nie mogę zrozumieć, dlaczego akurat ona. Wolałabym ja już umrzeć i tak mam nie wiele życia. To tak zajebiście niesprawiedliwe.
______________________________________________________________
Hejo :* Dzisiaj obiecany rozdział z Zaynem i do tego długi.. a przynajmniej dłuższy niż ostatnie. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz