piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 18

    Dziś ma odbyć się pogrzeb mamy. Od rana poganiam ojca, aby choć przez chwile udawał, że jest w stanie w miarę normalnie funkcjonować. Na cmentarzu ma być cała rodzina. Nie chciałabym, aby widzieli, że nie dajemy sobie rady.

- Jesteś już gotowy? - Spytałam wchodząc do kuchni, gdzie zauważyłam ojca pijącego kawę.
- Tak. - Odparł ponuro. Ostatnio cały czas tak się zachowuje, praktycznie w ogóle nie mam z nim kontaktu. Chciałabym żeby było jak dawniej, ale wiem, że to niemożliwe. Miałam na sobie czarną sukienkę i tego samego koloru szpilki. Na wierzch założyłam dość cienkie bolerko.
- Wychodzimy? - Zwróciłam się do ojca gdyż byłam już całkowicie gotowa. Mężczyzna włożył pusty kubek do zlewu i założył na siebie marynarkę.
- Wychodzimy.

~♥~

Mnóstwo ludzi, mnóstwo łez, już z daleka był można poczuć ogarniający zal i załamanie. To normalne w tym miejscu, aczkolwiek mnie chyba nigdy nie zdarzyło się uczestniczyć w takim wydarzeniu. Żałuje, że w ogóle mam okazje tu być. Nadal nie mogę do końca w to wszystko uwierzyć, a może zwyczajnie nie chce. Nie będę dużo mówić co dzieje  się w tej chwili, chyba każdy jest w stanie sobie to wyobrazić.

Po około godzinie byliśmy już w miejscu gdzie zostanie ostatecznie pochowana moja mama. Nie mogłam na to patrzeć, po kilku minutach przeszłam się na sam koniec, gdzie nikt mnie nie widział, ani moich łez. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na moją nieobecność.W pewnym momencie usłyszałam jakby coś spadło niedaleko za mną, lecz gdy się odwróciłam nic nie dostrzegłam podejrzanego. Z powrotem wróciłam do świata myśli, izolując się od całej tej sytuacji. Rozmyślałam o tym, że wolałabym być to ja, a nie ona. Wiem, powtarzam się, ale na prawdę tak uważam. Czuje się winna temu wydarzeniu, poniekąd wiem, że mam racje. Zaczął wiać chłodny i niezbyt przyjemny wiatr. Niebo zrobiło się ciemne, a zanikające słońce dodało mroku i tajemniczości. Zrobiłam krok w tył gdy mocny powiew zimnego powietrza uderzył we mnie. W tym momencie poczułam  silny ucisk na ramieniu, który powodował, że gwałtownie się odwróciłam. Czy kiedyś to się skończy wreszcie!? Mam już dość tego cholernego pecha. Niech ta choroba szybciej się rozwija, bo jak nie ona to te wampiry mnie wykończą. Chciałam krzyknąć, lecz skutecznie zakrył mi usta dłonią i wciągnął w miejsce gdzie nikt nas nie zobaczy. To on. Poznałam go. To ten sam mężczyzna co "odwiedził" mnie w szpitalu. Nie powiem, akurat przed nim to mam lęki. Pchnął mnie wprost na pobliskie drzewo, przez co zawyłam z bólu.

Co za drań.

Przez chwile nie mogłam złapać powietrza przez to okropne uczucie w całym ciele.
- Czego chcesz? - Spytałam, gdy tylko oddalił dłoń od mojej twarzy.
- Grzeczniej. - Warknął, ale nie odezwałam się.
- Dlaczego znowu mnie zaczepiasz? - Chłopak spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Już lepiej. - Skomentował i spojrzał mi prosto w oczy. - Ostrzegałem cię.
Patrzyłam na niego jak na idiotę. Nie mam pojęcia o czym on mówi.
- Nie rozumiem. - Zmarszczyłam brwi nadal wpatrując się w jego twarz.
- Zayn.  - Wystarczyło to jedno słowo, żebym wszystko zrozumiała.
- To ty.. to wszystko twoja wina. - Powiedziałam roztrzęsiona, nerwowo połykając ślinę. Zaczęłam się denerwować.
- Szybka jesteś. - Kpił sobie ze mnie, lecz mi nie było do śmiechu.
- Jak mogłeś!?
- Słońce, spokojnie. - Wywrócił oczami co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. - Oj Claudia... mało widocznie wiesz o życiu.
- Wystarczająco. - Odparłam sucho. - Dlaczego to zrobiłeś? - Wysyczałam wściekła, a zarazem zraniona. Miałam łzy w oczach, ale ani jednej nie pozwoliłam opuścić oczu.
- Nie martw się. To dopiero początek. - Myślałam, że źle usłyszałam, ale jednak myliłam się.
- Możesz mnie zabić. Nawet teraz. - Powiedziałam patrząc w punkt gdzieś za nim. Wampir jednak tylko zaśmiał się wpatrując się w moją twarz bez emocji.
- Pilnuj lepiej tatuśka. - Po tych słowach zniknął, tak szybko jak się pojawił. Zostałam sama, ale nie przeszkadzało mi to. Chce być jak najdalej od tego psychopaty. Jeszcze chwile tak stałam pod tym drzewem zszokowana. Nie wiem co o tym myśleć, jestem w totalnej rozsypce.

Kilka godzin później...

- Tato... musimy się przeprowadzić. - Ojciec spojrzał na mnie zdziwiony moimi słowami.
- Co ci znowu strzeliło do głowy?
- Nie chce tu mieszkać. - Ciągnęłam dalej, lecz po jego minię sądzę, że nie podoba mu się ten pomysł.
- Mam rzucić wszystko i wyjechać, bo ty tak chcesz? - Tato, proszę... nie mogę tu mieszkać. My nie możemy.
Mężczyzna chwycił się za głowę i usiadł jakby nie dowierzając w to co słyszy. W sumie nie dziwie się mu, też bym była zszokowana na jego miejscu.
- Dziecko. Nie wiem co ty sobie tam myślisz, ale na pewno nie rzucę wszystkiego z dania na dzień, bo tobie się coś nie podoba. Pomyśl lepiej zanim coś powiesz.
- Gdybyś tylko wiedział. 
________________________________________
Dzień dobry tu wreszcie ja :D Rozdział taki troszkę średni według mnie, ale no cóż nie mam na prawdę kiedy je pisać, bo mam  sporo nauki, ale staram się. ♥ 

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 17

    Mijały kolejne godziny, a po mamie ani śladu. Tak okropnie się bałam... Tata zresztą też, zamknął się w sypialni i nie wychodzi nigdzie. Moja myśli skupione są tylko na niej.

Nagle zadzwonił telefon domowy. Byłam bliżej, więc odebrałam.
- Dobry wieczór. Z tej strony aspirant Coninsky. Czy rozmawiam z państwem Swan?
- Tak. - Nie wiem czego mogę się spodziewać.
- Posiadam informację w sprawie zaginięcia pańskiej matki.
- Słucham. - Serce biło mi jak oszalałe.
- Znaleźliśmy...
- Jaka ulga, gdzie ona jest? - Ucieszyłam się, że wreszcie znaleźli moją mamę.
- ... ciało. - Zamarłam. Telefon wypadł mi z ręki, a twarz zalała się cała łzami. Szybko podniosłam komórkę z ziemi, przypominając sobie o rozmówcy.
- A-ale j-jak to...? - Nic z tego nie rozumiałam. - Jak to możliwe? 
- Przykro mi. - Usłyszałam i wtedy do mnie dotarło, że to nie są żadne głupie żarty. - Prosiłbym o zidentyfikowanie zwłok.
- Dobrze... - Powiedziałam nieobecnym głosem. Mężczyzna podał mi adres, po czym rozłączyłam się.

- Tato? - Zawołałam , ale nie uzyskałam odpowiedzi. Jak ja mam mu o tym powiedzieć? Weszłam powoli do pokoju, tata był wpatrzony w wyłączony telewizor.
- Dzwonili z policji. - Zaczęłam ostrożnie, lecz on nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał jak zahipnotyzowany. - To.. to coś strasznego. - Mówiąc to nie mogłam przestać płakać.
- Nie mów tego. - Odezwał się nagle
- Ale to prawda, ona..
- Nie mów tego! - Krzyknął nie odwracając wzroku od punktu, w który cały czas patrzył. Nie ukrywam, przeraziło mnie jego zachowanie, pierwszy raz go takiego widzę. Stwierdziłam, że nie będę się już odzywać. Wyszłam z pokoju, po czym ubrałam na siebie kurtkę oraz buty i wybiegłam z domu. Kierowałam się pod podany wcześniej adres.Od razu można było dostrzec radiowozy policyjne, karetkę oraz mnóstwo tzw. gapiów. Wszyscy byli ciekawi całego zajścia. Szkoda tylko, że jak to się działo nie było nikogo do pomocy. Ludzie przepuszczali mnie do miejsca zbrodni. Nie mogłam na to patrzeć. Od razu wiedziałam, że to ona. Nie byłam w stanie kontrolować łez, miałam ogromną nadzieję, że to jednak nie ona... Ale coś mi tu nie grało. Na ciele nie było żadnych oznak mordercstwa.
- Przepraszam...- zaczepiłam policjanta, który właśnie badał teren i widocznie szukał dowodów. - Co tu się właściwie stało? - Spytałam, gdy zwrócił na mnie uwagę
- Morderstwo. Niestety nikt nie widział sprawcy, ale szukamy poszlak. Wkrótce ta osoba odpowie za swoje czyny.
- Dziękuję. - Jakoś nie bardzo mi to pasowało. Morderca, który nie zostawia żadnych śladów? Czyżby zbrodnia doskonała? Przecież taka nie istnieje. Podeszłam do jej ciała i przykucnęłam przy nim. Wszystko jest na swoim miejscu, ciekawe jak miałoby być to morderstwo.  Hm.. może uduszenie? Spojrzałam na szyje mamy w celu znalezienia śladów rąk w okolicy gardle. Gdy odgarnęłam jej włosy niemal pisnęłam z przerażenia. Na jej szyi widniały ślady kieł jak u ... wampira. Przecież to niemożliwe. Fakt, ostatnio faktycznie miałam okazje być "blisko" wampirów, ale no bez przesady. Dlaczego miałby to robić...? Ona przecież wcale nie była stara, miała jeszcze tyle życia przed sobą... nigdy mu tego nie wybaczę. Nie ważne czy to wampir, czy seryjny morderca - on za to odpowie.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli pani teraz odpocznie. Zawieziemy panią do domu. - Zaproponował miły funkcjonariusz, spojrzałam na niego podejrzliwie, ale zgodziłam się.


Już po kilku minutach byłam u siebie w domu. Tata nadal siedział w tym samym miejscu. Martwiłam się  o niego, gdyby spojrzeć to tylko on mi pozostał. Zamknęłam się w swoim pokoju. Jest tu ciepło i przytulnie. Coś myślę, że to tu spędzę najbliższe dni. 

~♥~

Kolejne dni były moimi najgorszymi jak dotąd. Nie wychodziłam nigdzie z pokoju. Nie widziałam się z tatą. Nie jadłam. Nie robiłam zupełnie nic od leżenie i moczenia pościeli łzami. Czasem spojrzałam przez okna w nocy, ale wszystko wydawało się takie inne, puste, samotne... zupełnie jak moje serce. Nie czuje nic oprócz smutku, żalu, cierpienia... wiem, że to moja wina i to mnie najbardziej niszczy. Ona mogłaby żyć, gdyby nie ja... Nagle usłyszałam dźwięk zza okna , wyjrzałam przez nie i dostrzegłam kogoś kogo już dawno nie widziałam.
- Zayn. - Wyszeptałam w szoku.
- Mogę wejść? - Usłyszałam jego cudowny głos. Pokiwałam ledwo zauważalnie głową, lecz on to dostrzegł. Otworzyłam szczerzej okno, a on zwyczajnie prze nie wszedł. Niczym jak w Romeo i Julii. Zayn nagle zaśmiał się uroczo i powiedział:
- Daleko mi do Romeo. - Stwierdził, a ja zrobiłam się cała czerwona. Już miałam pytać, jak to możliwe, lecz oczywiście musiał mnie wyprzedzić.
- Nie brałaś tabletek. - Spojrzał na mnie nagannie.
- Tak wyszło. - Przyznałam spuszczając głowę na moje bose stopy.
- Gdzie je masz? - Spojrzałam w tamtym kierunku, a on od razu wiedział o co chodzi wyciągnął opakowanie, po czym podał mi je. - Masz wziąć.
- Ehh no dobra. - Zgodziłam się bez zbędnych kłótni, bo wiem, że i tak musiałabym je zażyć.

Po ok 15 minutach siedzieliśmy oboje na moim łóżko co jakiś czas wymieniając zdania ze sobą.
- Wiem co się stało. - Gdy to powiedział uśmiech automatycznie zszedł mi z twarzy. - Jak się czujesz? Położył swoją dłoń na mojej w geście pocieszającym i dodającym otuchy. 
- A jak mam się czuć?
- Zgaduję, że nie najlepiej.
- Brawo, jak do tego doszedłeś? - Udawałam szok i niedowierzanie, a on natomiast jakby był urażony.
- No wiesz co!? - Chciało mi się śmiać z tego sytuacji. Co jak co, ale humor to on potrafi poprawić. Nie wiem jak on to robi, ale jednak .
- Wierzysz w to "morderstwo"? - Spytałam nagle , nie do końca przekonana czy mówić mu o tym.
- A czemu nie? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Bo... bo nie jestem doi tego tak przekonana.
- Co masz na myśli?
- Ja tak jakby widziałam ślady...
- Czego? No mów. - Ehh ktoś tu jest bardzo niecierpliwy.
- Zayn to były kły. - Nastała chwila ciszy.
- Jesteś tego pewna? - Westchnął gwałtowanie z pewnego rodzaju niedowierzeniem. - No wiesz byłaś wtedy roztrzęsiona, nie myślałaś racjonalnie.
- Jestem pewna. - Powiedziałam twardo.
- Zdarzyła się coś ostatnio odbiegającego od normy?
- Hm... "odwiedził" mnie jakis wampir gdy byłam jeszcze w szpitalu. - Widać było, że Zayn zdziwił się .
- Czego chciał? - Spytał lekko zdenerwowany.
- Nie wiem. Ostrzegł mnie, mam nie zbliżać się do ciebie.
- Do mnie?
- Tak. - Zayn nagle jakby coś zrozumiał. - Co jest? - Spytałam wyczekując jakiegokolwiek słowa z jego strony.
- Zabije go kurwa.  - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Kogo? - Nic z tego nie rozumiałam. Zayn opowiedział mi o spotkaniu z jego wrogiem i ostrzegał przed nim mówiąc, że jest niebezpieczny.
- Zrobił ci coś? 
- Nie. - Zaprzeczałam chyba zbyt szybko.
- Na pewno? - Widać było, że mi nie uwierzył.
- Tylko trochę przyduszał... - Nerwy buzowały w jego żyłach tak, że nawet ja byłam w stanie to dostrzec.
- Tym bardziej zajebie gnoja.
- Przecież to wampir, jak ty chcesz to niby zrobić? - Nieco zadrwiłam z tego co mówił.
- Nie zapominaj, że ja również nim jestem. - Wysyczał podenerwowany. Na jego ton głosu, aż się wzdrygnęłam. Czy ja się po boje? Nie mogłam odgadnąć co w tym momencie czułam. Strach?    Złość? Rozbawienie? A może to wszystko? Zayn chyba zauważył, że jest coś nie tak.
- Będę już szedł. - Poinformował nagle. Nie ukrywam, że poczułam się zawiedziona. Myślałam, że zostanie jeszcze ze mną.
- Dobrze. 
- Odwiedzę cię wkrótce, okej?
- Okej. - odpowiedziałam.
- Trzymaj się. - Powiedział i już go nie było. Mam tyle teraz do przemyślenia. Nie dość, że nie wiem kto mógł do tego się posunąć, to jeszcze pogrzeb mamy. Znowu chce mi się płakać. Nie mogę zrozumieć, dlaczego akurat ona. Wolałabym ja już umrzeć i tak mam nie wiele życia. To tak zajebiście niesprawiedliwe.
______________________________________________________________
Hejo :* Dzisiaj obiecany rozdział z Zaynem i do tego długi.. a przynajmniej dłuższy niż ostatnie. :D