środa, 11 listopada 2015

Rozdział 10

Rano gdy się obudziłam czułam się o wiele lepiej. Wstając napiłam się łyka wody leżącej na stole i zeszłam na dół. Gdy dostrzegłam Zayn'a siedzącego przy stole kuchennym, podeszłam do niego.
- Cześć. - Przywitałam się nieśmiało.
- Cześć. Jak się spało?
Usiadłam obok niego i dopiero odpowiedziałam
- Dobrze, dziękuję za pomoc.
- Nie masz za co.
- Pewnie przyzwyczaiłeś się już do tego.
- Co masz na myśli? - Spytał nie bardzo mnie rozumiejąc.
- To, że ciągle mnie ratujesz. - Uśmiechnęłam się wdzięcznie.

- Musimy porozmawiać. - Powiedział nagle, a mnie przeszły ciarki. Wyglądał jakby właśnie sobie coś przypomniał.
- O czym? - Spytałam mrużąc oczy. Zayn wyciągnął z półki moje tabletki i podniósł je trochę wyżej.
- Co to za tabletki?
Obawiałam się tego pytania. Nie mam zamiaru mówić mu o chorobie. nie ufam mu na tyle. Nawet moi przyjaciele nie wiedzą nic na ten temat. Nie chce żeby się martwili niepotrzebnie, a przecież choćby nie wiem jak chcieli i co robili to i tak nie zmienią tego co ma być.
- Masz zamiar mi odpowiedzieć? - Spytał już nieco podenerwowany.
- Nie. - Odparłam jak gdyby nigdy nic. Chciałam wyjść do innego pomieszczenia, ale mężczyzna skutecznie zagrodził mi drogę.
- Masz mi odpowiedzieć, słyszysz!?
- Nie. - Nagle chwycił mnie mocno za ramiona i zaczął trząść boleśnie. - Przestań.
- To mi odpowiedz.
- Nie.
- Masz raka? - Jego pytanie wmurowało mnie dosłownie. To znaczy wiem, że nie jest głupi, ale nie sądziłam, że powie mi to tak "brutalnie".
- Daj mi spokój! - Krzyknęłam wymijając go i wybiegłam z domu. Gdy byłam już na zewnątrz zwolniłam i normalnym tempem wróciłam do swojego domu.

Ku mojemu zdziwieniu dom nie był pusty. W środku znajdowali się rodzice, którzy pili kawę. Ciekawe kiedy wrócili.
- Cześć, córciu. - Przywitała się mama, gdy mnie zobaczyła.
- Cześć. - Odparłam jedynie.
- Stało się coś?  - Jak zwykle dopytywała.
- Nie mamo, wszystko w porządku.
Wysiliłam się na w miarę szczery uśmiech i poszłam do swojego pokoju. Miałam ostatnio zbyt dużo wrażeń, jak dla mnie. Chciałam chwile odpocząć. Położyłam się wygodnie na łóżku z laptopem na kolanach i zaczęłam oglądać nieznany mi dotąd film pt "Krwawe wizje". Tylko żeby nie zmylił was tytuł. Film wcale nie jest straszny, a przynajmniej nie tak jak się wydaje . Gdy skończył się, nie wiedziałam co robić przez resztę dnia. Za oknem było dość nieciekawie. Okropnie padał deszcz, a nawet nie wiem czy nie zanosi się na burze, wiec o spacerze czy bieganiu nie mam co liczyć. Usiadłam na parapecie i przyglądałam się pogodzie panującej na zewnątrz. Nie było widać żadnego człowieka, ale może to przez gęstą mgłę. Kiedy tak przyglądałam się sytuacji za oknem po głowie przeszły mi wspomnienia, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Wtedy nie bałam się niczego, zawsze czułam się dobrze. Nigdy nie mdlałam, nie miałam żadnych problemów. To wszystko przyszło dopiero z czasem. Tak. Jestem chora na niewyleczalnego i bezlitosnego raka, Zostało mi niewiele życia, a ja nawet nie potrafię tego wykorzystać. Inni spełniliby swoje marzenia na moim miejscu, ale nie ja. Żyje z dnia na dzień, dokładnie tak, jakby miało nie być jutro. Tylko, że w moim przypadku to dość możliwe. To takie niesprawiedliwe. Co ja zrobiłam takiego, że Bóg musiał mnie ukarać? Niektórzy twierdzą, że to klątwa, aczkolwiek ja nie wierze w takie rzeczy. Może fatum było "modne" w mitologi, ale nie u nas. Może jeszcze niech powiedzą mi, że istnieją wiedźmy i wampiry? Dobre sobie. Nie mam pięciu lat i nie wierze w bajki.

Nagle do rzeczywistości przywrócił mnie dość głośny piorun, przez co zeszła z parapetu i spojrzałam na zegarek.
17:17.
Ktoś o mnie myśli. - Pomyślałam uśmiechnięta. Od tego patrzenia nawet nie zorientowałam się jaka jestem zmęczona. Poszłabym już spać, ale później pewnie obudziłabym się w środku nocy zupełnie wyspana, a tego nie chce. W końcu zdecydowałam się na zjedzenie kolacji. Zeszłam leniwym krokiem do kuchni, gdzie natknęłam się na czytającego gazetę tatę.
- Jest tam coś ciekawego? - Spytałam nawiązując rozmowę.
- Oprócz tego co zawsze, to raczej nic nowego nie ma. - Powiedział znudzony tato.

Zajęłam się robieniem sobie kanapek, skupiając się jedynie na tej czynności. Ostatnio nawet dobrze się czuje, pomijając tą sytuacje u Zayn'a wczoraj, ale to było w sumie oczywiste, biorąc pod uwagę, że nie wzięłam tabletki. A propos Zayn'a cieszę się, że nie poszedł za mną. Nie mam siły tłumaczyć mu się, zresztą nawet tego nie chce. Ja go prawie nie znam.. ale jedno muszę przyznać. Jest okropnie pociągający.
____________________________________
Hejo :* Tak, wiem nie było mnie.. w cholerkę, ale no cóż nie mam zbytnio czasu na pisanie. Ostatnio mam same rajdy czy szkolenia, a jeśli nawet ich nie ma, to pełno materiału do nauki. W końcu jeszcze trochę i koniec semestru. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz